wtorek, 31 marca 2015

05. Here we are, don't turn away now

 - 21 grudnia - piątek - 9.40 am. - 

Dawno, dawno temu, żył sobie chłopiec, który niszczył wszystko, co spotkał na swojej drodze. I mówiąc wszystko, mam na myśli wszystko. Zaczynając od przedstawień szkolnych, w których brał udział, kończąc na największych marzeniach jego życia. 
I teraz zrobiłem to znów.
Poznałem świetną dziewczynę. Zabawna, ładna, skromna. I jak ostatni debil, musiałem to wszystko spieprzyć. Co z tego, że chciałem ją chronić? Co z tego, że moje "kłamstwo", jak to pięknie nazwała, miało być tylko próbą nie zwrócenia jej uwagi na bardzo niebezpieczną dyskusję. Co z tego? 
Po raz kolejny tego poranka, schowałem twarz w dłoniach, próbując nieco się uspokoić. Moja urocza siostrzyczka nie odzywała się od...ilu? Od tygodnia? Zamartwiałem się, jakbym już wiedział, że stało się coś złego, a to przecież tylko kilka dni. Mogła nie mieć czasu przyjść, w końcu wciąż się uczyła. Byłoby mi o wiele łatwiej, gdyby chociaż miała komórkę. Ale nie. Ona, niepoprawna hipsterka i cholerny, wolny duch posiadała tylko telefon domowy. Kto w tych czasach ma telefon domowy? Kto nie posiada komórki?
Zerknąłem na kalendarz, a następnie na zegar wiszący w kuchni. Dziś wieczorem, wszyscy mieli wyjechać do swoich rodzin na święta. No... prawie wszyscy. Ja zostawałem, bo moja rodzina mieszkała na miejscu, i Zayn... bo jego sytuacja była trudniejsza, niż reszty z nas.
Kiedyś, nie przeszkadzało mi spędzanie dużej ilości czasu sam na sam z przyjacielem. Nie był on może tak bezpośredni jak Louis, ale nie był nudziarzem. Zawsze znaleźliśmy sposób na rozerwanie się. A teraz? Zmienił się. Wciąż był z nami, ale nie w taki sam sposób. Nie potrafił już cieszyć się z życia... Z resztą kto by go winił? Tak na prawdę, podziwiam go za to, że został. Mimo wszystko, przyjaźń i lojalność, okazały się dla niego najważniejsze. Mimo, że ja znów wszystko spieprzyłem. I tym razem nie było to tylko szkolne przedstawienie, czy plakat na zbiórkę pieniędzy... Zrównałem z ziemią marzenia nas wszystkich, a oni jednak zostali. Nie zostawili mnie samego z tym całym szajsem.
Powoli wstałem z kuchennego blatu. Kolejna rzecz, za którą podziwiam przyjaciół. Mogli już dawno opieprzyć mnie za siadanie na stołach czy blatach, zamiast jak normalny człowiek na krzesłach czy fotelach, ale nie. Wzruszyli ramionami i przyzwyczaili się. Ruszyłem w stronę naszego salonu, gdzie wszyscy już byli. Każdy zajęty sobą, ale byli razem. 
Przeczesałem włosy palcami, zbierając myśli. "No dawaj Hazz, ćwiczyłeś tę rozmowę całą noc." Może właśnie dlatego, czułem się jak piłka, z której ktoś spuścił powietrze? Za dużo zamartwiania się. Tylko jak się nie denerwować, kiedy komuś bliskiemu może grozić coś znacznie gorszego niż moje kłamstewko? Z drugiej strony to całkiem zabawne, jak szybko ktoś zupełnie obcy staje się "kimś bliskim". Filię znam przecież od najwyżej miesiąca... A stała się równie potrzebna, jak moja matka, czy Lou, Liam, Niall i Zayn. Miałem ogromną nadzieję, że ona też nie traktuje mnie tylko jak nowego znajomego... Choć musiałem przyznać, że jest ostrożna w kontaktach z innymi.
Usiadłem na jednym z foteli i uważnie spojrzałem na każdego z moich przyjaciół. Oni również dostrzegli zmianę w moim zachowaniu, więc jak tylko zebrałem się, by coś powiedzieć i w końcu na nowo zacząć dyskusję, wszyscy spojrzeli na mnie.
-Chyba musimy pogadać. Nie możemy ignorować tego, co może się stać.
Zapadła długa cisza. Po chwili kontynuowałem, bo najwyraźniej nikt nie chciał się odezwać.
-Luna jest moją siostrą. Nigdy nie wybaczyłbym sobie, gdyby coś jej się stało. A to możliwe.
-Nie mamy pewności... - zaczął Liam, ale Louis zaraz wpadł mu w słowo.
-Byli w klubie, kiedy my tam byliśmy. Widzieli ją z nami. Widzieli, jak z nami wychodzi. Potrzebujesz jeszcze jakiegoś powodu?
Tomlinson chyba najbardziej się tym wszystkim przejmował. Może lepiej niż inni rozumiał konsekwencje? Tamtej nocy, podczas jego imprezy urodzinowej, spędził z Filią najwięcej czasu z nas wszystkich. To on pierwszy wyciągnął ją na parkiet. To on został z nią i uspokoił, kiedy podsłuchała kawałek naszej rozmowy. To w niego wtulona spała, kiedy rano wstaliśmy wszyscy na śniadanie. Bardzo chciałem wierzyć, że dla niego również stała się młodszą siostrzyczką. W końcu dziewięć lat różnicy, to nie byle co... Ale Lou ma już dużo sióstr...
-Nie potrzebujemy kolejnej tragedii - przyznał Niall kiwając w zamyśleniu głową. Mój wzrok od razu skierował się na Malika. To my byliśmy najbardziej zaangażowani w sytuację. Oboje ucierpieliśmy najbardziej w tej bezsensownej bitwie. Czy takie przeżycia nie powinny zbliżać do siebie ludzi? Bo ja czuję się, jakby to tylko oddaliło ode mnie Zayna. Oboje przeżywaliśmy stratę na różny sposób i w różnym czasie. On wciąż tkwił na etapie opłakiwania zmarłych. Czy raczej topienia ich w alkoholu.
-Musimy coś zrobić. Jakoś zareagować - nalegał Lou - Powiedzmy jej.
No i znowu to. Myślałem o tym bez przerwy. Czy powiedzieć Fil o naszych problemach? I jak one mogą wpłynąć na nią? Czy powiedzieć jej o Ojcu? To by mogło skończyć się jeszcze gorzej... Mogłaby nam nie uwierzyć... Albo, co chyba nawet gorsze, uwierzyć i uciec. Z doświadczenia wiem, że to by się nie udało, ale jak mielibyśmy ją przekonać?
-Nie rozumiesz, że prawda może okazać się dla niej jeszcze gorsza? - Po raz pierwszy tego ranka usłyszałem głos Zayna. Tak jak ja, nie był zadowolony z propozycji Tomlinsona, bo tak jak ja znał jej konsekwencje. Tylko czemu był aż tak zły? Do tej pory nie wykazał żadnego zainteresowania moją siostrą. Choć prosiłem go, by zamienił z nią choćby wa zdania, by nie poczuła się odtrącona. Zawsze wzruszał tylko ramionami i zamykał się w swoim pokoju. Cóż... Mogłem tylko być szczęśliwy, że nie jest obojętny na jej los.
-Więc co proponujesz? - Louis też stracił już humor i najwyraźniej resztki cierpliwości.
-Musimy mieć ją na oku. Nie pozwolić, by ludzie Ojca się do niej zbliżyli. - Liam chyba jako jedyny myślał wciąż spokojnie i racjonalnie. Nawet Niall zaczął niespokojnie tupać nogą chcąc dorzucić swoje trzy grosze do formującej się awantury.
-To brzmi jak plan. Prawie.
W końcu atmosfera w pokoju się uspokoiła i mogliśmy już spokojniej rozmawiać o nowym planie działania. Jasne, obserwowanie dziewczyny nie brzmi zbyt skomplikowanie. Ale zrobić to, nie wzbudzając niczyich podejrzeń? Nawet jej samej? To już trochę trudniejsze.
Wciąż nie mogłem uwierzyć w to, jak zawzięcie Louis reagował na każdą wzmiankę o mojej siostrze. Był albo bardzo dobrym przyjacielem... albo bardzo głupim. Niestety, znałem go już kilka lat... Wiedziałem, że akurat po nim, mogę spodziewać się wszystkiego. Wskoczenie na grzbiet konia z rozbiegu? Czemu nie! Wypełnić poduszę Zayna bitą śmietaną? Jasne! Wykrzyczeć Niallowi wyznanie miłosne na środku skrzyżowania? Bez nawet najdrobniejszego zawahania.
Miałem już zacząć zbierać się do pracy, kiedy przystanąłem i patrząc prosto w oczy Lou zacząłem mój wywód.
-Mam nadzieję, że nie muszę wam mówić, że Luna, jako moja siostra, jest nietykalna?
Louis zauważył moje spojrzenie i miałem wrażenie, że minimalnie się pod niem skurczył. Jakbym przyłapał go na gorącym uczynku, a on mimo wszystko chciał udawać, że nie ma pojęcia, o co mi chodzi.
Zayn, wciąż siedząc na swoim fotelu prychnął głośno, jakbym powiedział coś niemożliwie absurdalnego. "Jak śmiesz w ogóle o czymś takim myśleć?" zdawał się mówić. Niall się zaśmiał.
-Przecież... To prawie dziecko.
-Prawie. Ma dwadzieścia lat. Nie to, że wam nie ufam... Ale chyba nie muszę mówić z jak wielu powodów, to nie może się udać.
Nie chciałem zabrzmieć jak starszy, naburmuszony brat, broniący swojej idealnej, młodszej siostrzyczki... Ale chyba właśnie kimś takim się stałem. Obiecałem, że przy mnie nikt jej nie skrzywdzi. Nawet któryś z moich przyjaciół.


 - 22 grudnia - sobota - 1.28 pm. -

Odkąd Niall, Liam i Louis wyjechali do swoich rodzin na świąta, w naszym ogromnym mieszkaniu zrobiło się strasznie cicho. Nie potrafiłem usiedzieć tam dłużej, niż to było konieczne. I właśnie dlatego, od ósmej rano błądziłem po centrach handlowych i najróżniejszych ulicach w całym mieście, szukając prezentu świątecznego dla Luny. 
Chciałem, żeby dzięki niemu przestała się na mnie obrażać. "Jak z małym dzieckiem... Niall chyba miał trochę racji." I bez tego ciężko byłoby znaleźć dla niej... cokolwiek. Sprawiała wrażenie dziewczyny, która ma wszystko. "Poza komórką." Jak dać takiej cokolwiek? Nawet nie wiedziałem, co ją interesuje. Poza teatrem. I śpiewem. Chyba byłem najgorszym bratem na świecie...
Niechętnie wyciągnąłem z kieszeni swój telefon i wystukałem numer Louisa. Po kilku sygnałach odebrał.
-Dodzwoniłeś się na komórkę Louisa, niestety, nie może teraz podejść do telefonu bo zajęty jest ostrym seksem z nieznajomą - oznajmił swoim "dziewczęcym głosem" który brzmiał bardziej jak skrzeczenie rozjeżdżanej kury, ale i tak uśmiechnąłem się na dzwięk jego słów.
-No cóż. Powiedz sobie, że to ważne, i że przyda ci się przerwa.
-Co jest? 
-Wiem, że pewnie jesteś zajęty swoimi sprawami. W końcu dziś masz w domu sporo ludzi... Ale potrzebuję twojej pomocy.
-Chętnie zrobię sobie przerwę od rozmowy z mężem Charlotte, o jego wciąż powstającej firmie.
Louis nigdy nie był fanem rozmów o interesach. Gdyby mógł, nie robiłby tego wcale. Nie dziwiłem mu się. Sam za tym nie przepadałem. Jednak Louis, jako najstarszy z licznego rodzeństwa, nigdy nie miał uwolnić się od tego niemiłego obowiązku. Zawsze było coś, o co musiał zadbać. Nawet jeśli była to tylko niewielka pożyczka, nienawidził uzgadniania przebiegu całego zdarzenia. Dla niego, oczywistym było, że podzieli się tym, co ma, a druga strona odda, kiedy tylko będzie mogła. Ja sam nie lubiłem rozmów o pieniądzach, ale wolałem mieć wszystko jasne powiedziane. Co, gdzie, kiedy i na co. Nie potrafiłem aż tak zaufać ludziom. 
-Od sześciu jebanych godzin szukam idealnego prezentu dla Fili. Pomożesz? Masz siostry. Na pewno wiesz, co mógłbym kupić swojej.
W mojej słuchawce rozległ się śmiech Tomlinsona.
-Moja rodzina w niczym nie przypomina Fil. Poza tym, hej! To twoja siostra. Wymyśl coś.
-Stary, znam ją miesiąc. Nie mam żadnego pomysłu.
-Sory stary, ale nie mam jak ci pomóc.
-Swietnie - mruknąłem bardziej do siebie niż do niego. Na kilka chwil nastała cisza, i zacząłem się zastanawiać, czy przyjaciel przypadkiem się nie rozłączył.
Wciąż dręczyło mnie to, co powiedziałem poprzedniego dnia. Miałem wrażenie, że niepotrzebnie się zamartwiałem i wysunąłem pochopne wnioski. I co gorsza, mogłem w ten sposób urazić jednego z najbliższych mi osób. Znowu.
-Lou - zacząłem niepewnie.
-Hazz
-To co wczoraj powiedziałem...
-Luna jest twoją siostrą. I jest młodsza od kilku moich sióstr. Na prawdę sądzisz, że mógłbym zrobić ci coś takiego? - zaśmiał się, jednak w tym śmiechu było coś dziwnego. Coś, czego nigdy wcześniej u Louisa nie słyszałem - Rozumiem, że się o nią martwisz. Boisz się. Ja też się boję. I pewnie tak samo zareagowałbym, gdyby chodziło o którąś z dziewczyn... Dlatego przestań o tym myśleć, okej? Są święta. Znajdź ten prezent, idź na kolację i dobrze się baw. 
Po tych słowach się rozłączył. A ja znów zostałem sam z myślami o nadchodzącym wieczorze.





NIE. NIE. NIE. NIE...
To nie tak miało być.... To nie tak miało wyglądać :c
No cóż... Pisanie z perspektywy Harrego jak widać nie należy do najłatwiejszych... 
Ah...

Mam nadzieję, że jednak komuś się spodobało. Kogoś zachęciło do dalszego czytania. Kogoś zaciekawiło.


7 komentarzy:

  1. A mi tam się podoba. :)
    Cóż, Directioner nie jestem już od ponad dwóch (!) lat, ale ten blog niesamowicie mnie wciągnął. Aż się boję, co Hazz wymyśli Lunie na prezent, hahah. Tak w ogóle, to dla głównej bohaterki wybrałaś cudowne imię. Takie magiczne.
    I właśnie pisanie z perspektywy Stylesa bardzo mi tutaj odpowiada i jak najbardziej pasuje do tego rozdziału. Fajnie, że wprowadzasz coś nowego. :)
    Czekam na kolejny rozdział,
    buzi!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja (aż się boję to przyznać) nigdy nie byłam i raczej nigdy nie będę Directioner. To po prostu nie mój styl :P Znam... 2 piosenki... CO ZA WSTYYYYD
      Cieszę się, że ci się podoba :3
      Perspektywa Stylesa... była bardzo potrzebna. Ze względu na "tajemniczą rozmowę" w poprzednim rozdziale.
      buzi! :)

      Usuń
  2. Piękny, na prawdę super piszesz :) Zapraszam do mnie gdzie pojawił się piąty rozdział :) Bardzo mi zależy na twojej opinii. Wzięłam sobie do serca wszystkie twoje rady, mam nadzieję, że teraz jest lepiej :)
    http://gone-ff.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Oczywiście, że się podoba. Pisanie z perspektywy Harry'ego musi być trudne...
    No cóż...piszesz świetnie <3
    zapraszam do siebie na drugiego bloga i dziękuję, że obserwujesz i jesteś ze mną, kiedy chce mi się usunąć tego pierwszego bloga....dziękuję <3
    http://allieemilycarter.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie nie powinno być aż tak trudne... Już wcześniej pisałam z męskiej perspektywy i w ogóle... Ale jakoś tak... chyba w ogóle odzwyczaiłam się od pisania w pierwszej osobie :)

      Usuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  5. Zostałaś nominowana do Liebster Award. Więcej informacji znajdziesz tu --->
    http://allieemilycarter.blogspot.com
    Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń