Boże narodzenie nigdy nie należało do ulubionych świąt Filii Luny. Oczywiście, od dziecka uwielbiała dostawać prezenty i stroić choinkę... Jednak nic poza tym. Nienawidziła potraw, które stały na stole, nienawidziła zgiełku który panował przez tych kilka dni w domu. Kłótni, głupich żartów, niedokończonych zdań. Po co to wszystko? Czy tego dnia nie chodziło o uczczenie narodzin jakiegoś bachora żyjącego dwa tysiące lat wcześniej?
A jednak, ten rok miał być gorszy od innych, a to tylko dlatego, że wszyscy, którzy mieli czas przyjechać, mieli zamieszkać w jej mieszkaniu. Z jednej strony cieszyła się, że większość cioci i dziadków mieszka za daleko, by dotrzeć na urządzane w ostatniej chwili święta. Jednak i bez tego miało być niezręcznie i wprost kipieć ogólnym rozdrażnieniem.
Jedynym plusem urządzania całej tej szopki był fakt, że to ona gotowała, więc wszystko będzie w pełni pozbawione mięsa. Choć raz. Minusem sytuacji był fakt, że spędzi cały dzień w kuchni. Marzyła, by było już po wszystkim. Chciała obudzić się już na niewygodnym materacu, ubrać się, i spotkać z Harrym. Uwolnić od chaosu, który miał zapanować w jej malutkim mieszkaniu.
O ósmej wieczorem, wszystko było nareszcie gotowe. Stół nakryty, Filia jak i jej matka ubrane w eleganckie stroje, mieszkanie udekorowane. Zostało tylko zostawienie świeżej pościeli w sypialni, i rozstawienie jej nowego "łóżka" na podłodze w kuchni. Jak co roku, wszystko musiało być gotowe przed podaniem kolacji, gdyż posiłki w wykonaniu rodziny Green kończyły się albo bardzo późno, albo goście byli zbyt pijani by przejmować się takimi drobiazgami jak miejsce do spania. A najczęściej, jedno i drugie.
"Wino" oprzytomniała dziewczyna, wyjmując z szafy nowy komplet nakryć na poduszki. "Nie mamy żadnego wina".
Wzięła całe naręcze pościeli, dla siebie, ojca i pani Styles oraz matki, i ruszyła do swojej sypialni, kiedy rozległ się dźwięk domofonu. Luna tylko zerknęła na matkę, rozciągniętą na kanapie, czytającą jakiś magazyn. Westchnęła głośno, z irytacją i rzuciła trzymaną pościel tak jak stała, na podłogę.
-Nie przeszkadzaj sobie. Ja otworzę. - rzuciła sarkastycznie w stronę matki, ale ta nawet nie zwróciła na nią uwagi.
Za drzwiami stał ojciec, jak zwykle ubrany w elegancki garnitur. W jednej ręce trzymał ogromną torbę z rzeczami swoimi i swojej narzeczonej, a w drugiej butelkę czerwonego wina, na widok której Filia westchnęła z ulgą. Tata dziewczyny uśmiechnął się pogodnie.
-Spokojnie. Mamy tego więcej. - zapewnił i wszedł do mieszkania.
-A gdzie... - zaczęła dziewczyna, lecz nie bardzo wiedziała, jak nazwać nową partnerkę ojca. Panią Styles czy po prostu Teressą? Mężczyzna jednak ubiegł jej myśli i przerwał dziewczynie nim zdążyła się namyślić.
-Rozmawia przez telefon. Zaraz powinna być. Musi... Ma resztę butelek...
Filia Luna uśmiechnęła się z niewinnego żartu. Doskonale zdawała sobie sprawę, że chyba po raz pierwszy od dawna, alkohol będzie jej bardzo potrzebny. Nie wierzyła, by mogła na trzeźwo poradzić sobie z dziwacznymi, dwuznacznymi anegdotami matki, udawaniem ojca, że wszystko jest w porządku, ciągłym zdenerwowaniem pani Styles...Po prostu nie potrafiła. Na samą myśl, bolała ją głowa. "Prosimy zająć miejsca, przedstawienie czas zacząć" pomyślała, widząc jak oboje jej rodziców mierzy się wzrokiem.
Po godzinie niezręcznych rozmów i gniewnych spojrzeń, czwórka z obecnych na kolacji w końcu miała usiąść do stołu. Filia wprost nie mogła się doczekać, kiedy będzie już po wszystkim. Nie miała nawet najmniejszej ochoty tam być. Wolałaby być wszędzie indziej, byle nie przy własnym stole, we własnym mieszkaniu, z własną rodziną.
Rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. Luna nie spodziewała się już nikogo więcej, więc niepewnie niepewnie i już z lekkim rozdrażnieniem podeszła do drzwi i zamaszystym ruchem je otworzyła. Przed nią stał Harry, ubrany w białą koszulę z lekkim, kwiatowym wzorem przy szwach w okolicach kołnierzyka i bladoniebieskich dżinsach. Włosy związał na karku w kucyk, choć kilka loków zdążyło się już uwolnić i opaść na twarz chłopaka. W jednej ręce trzymał bukiet kwiatów, a w drugiej naręcze idealnie zapakowanych prezentów.
Dziewczyna poczuła rosnącą w niej irytację kiedy zrozumiała, że brunet już od dłuższego czasu musiał szykować się na tę kolację, co znaczyło, że o niej wiedział. Wiedział i nawet nie spytał, jak ona się z tym czuje. Wiedział, został zaproszony, a jej nawet nikt nie powiedział!
-Chyba sobie żartujesz - rzuciła rozzłoszczona i bez słowa wyjaśnienia ruszyła w głąb mieszkania zostawiając skołowanego Harrego na progu drzwi. Nie chciała być nieuprzejma, a jednak złościło ją, że wszyscy poza nią wiedzieli o szykującej się imprezie. Matka, która przez większość roku nie daje znaku życia, Harry, który oficjalnie nawet nie należny do rodziny, ojciec, który to wszystko zaplanował.
-Mam się spodziewać kogoś jeszcze, czy chcecie mi zrobić niespodziankę w postaci całej orkiestry zaproszonej na posiłek? - warknęła Luna kiedy tylko mijała swojego tatę w drodze do kuchni.
Wszyscy obecni w mieszkaniu spojrzeli na nią, każdy z innym wyrazem twarzy. Ze zmieszaniem, zaskoczeniem, dezorientacją, obojętnością.
-Mówiłam ci, że to zły pomysł - szepnęła pani Styles do swojego narzeczonego, ale on tylko pokręcił głową i znów spojrzał na swoją córkę.
-To przecież nic takiego. Święta jak co roku.
-Nie. Nie masz prawa mówić, że to nic takiego, bo to nie ty spędzisz tę noc skulony w fotelu. To nie ty musiałeś to wszystko zorganizować. To moje mieszkanie i to miały być moje święta! A ty wszystko popsułeś nawet nie pytając mnie o zdanie.
Matka Filii wyglądała na lekko rozbawioną, ale wszyscy poza nią unikali jej spojrzenia. Nawet ojciec. Nie chciała na niego tak krzyczeć. Zawsze był dla niej wyrozumiały, spokojny i opanowany. Nie chciała sprawiać mu przykrości. Ale miała już dosyć.
Odwróciła się na pięcie i ruszyła do kuchni. Chociaż tam mogła pobyć przez chwilę sama.
Spokój nie był jednak jej dany gdyż już po chwili przez drzwi wszedł Harry. Nie odzywał się. Stanął tylko obok dziewczyny, nalał sobie i jej wina i tyle. Stali w ciszy, on - wpatrując się w nią, ona - oparta o kuchenny blat, wpatrzona we własne dłonie, próbując się uspokoić. W jakiś sposób jego obecność pomagała. Cieszyła się, że jest i że nie robi jej żadnych wyrzutów z powodu wcześniejszego wybuchu.
-Przepraszam - odezwała się w końcu, ale jej głos okazał się tak cichy, że nie była pewna, czy chłopak ją usłyszał.
-Nie sądziłem, że święta mogą być tak pełne wrażeń. A to dopiero początek wieczoru. - zaśmiał się co sprawiło, że i Luna się uśmiechnęła.
-Nie o to chodzi. Nie tak miał wyglądać ten dzień.
Przez chwilę panowała cisza w czasie której oboje opróżnili swoje kieliszki, a Harry napełnił je znów słodkawym, czerwonym winem.
-Znów próbujesz mnie upić - stwierdziła Filia ze śmiechem. Wspomnienie imprezy na którą ją zabrał i jak kłócił się z Anastasią o to, czy może napić się piwa, sprawiła, że przez chwilę zapomniała, o całej złości.
-Tak...- zamyślił się Harry - Chyba nie jestem najlepszym, starszym bratem.
Oboje parsknęli śmiechem. Mimo wszystko, Filia Luna cieszyła się, że Harry przyszedł. Że nie obraził się za jej dziecinne zachowanie. "Ciekawe, czy Zayn powiedział mu, że u nich byłam?"
-W sumie, przyszedłem tylko się przywitać, życzyć Wesołych Świąt, może coś zjeść... W domu czeka na mnie obiad.
Mimo woli dziewczyna wyobraziła sobie wysokiego mulata, całego w czerni, stojącego przy blacie w kuchni. Krojącego warzywa na skromną, świąteczną kolację i podrygującego do muzyki puszczonej w tle. Może nawet nucącego co lepsze kawałki. Poczuła, jak na jej policzki wpływa rumieniec. Dlaczego w ogóle o tym myślała? Zayn wciąż traktował ją chłodno i nie okazywał nawet minimalnego zainteresowania jej osobą, dlaczego więc wciąż i wciąż w głowie słyszała piosenkę, którą razem śpiewali dzień wcześniej w kuchni jego mieszkania?
-Nie idź - poprosiła, chwytając bruneta za ramię. Była lekko zaskoczona wyczuwając twarde mięśnie pod rękawem luźnej koszuli. - Proszę.
Po długiej kolacji z rodziną i, jak na gust Luny, zdecydowanie za krótkiej nocy, w końcu wstało słońce. Dziewczyna była niewyspana, i trochę bolał ją kark od spania na fotelu w salonie, jednak cieszyła się że w końcu nastał ten ranek. Nie chodziło o to, że spodziewała się dostać od ojca kolejny wymarzony prezent, ale że mogła taki dać Harremu.
Z uśmiechem na ustach wykonała wszystkie poranne czynności i ruszyła w stronę kuchni. Chciała zrobić dla wszystkich całą górę naleśników. "Poranny prysznic zawsze dobrze mi robi" myślała wiążąc wciąż mokre włosy. Na samym środku kuchni, w małej przestrzeni między kuchenką i otaczającymi ją szafkami, a blatem niewielkiej wyspy, leżał rozłożony materac, na którym miała spać w nocy. Pod kwiecistą pościelą leżał Harry w tak nienaturalnej pozycji, że Filia nie potrafiła ukryć uśmiechu. Nie zastanawiając się długo, szturchnęła chłopaka nogą, na co ten tylko mruknął z niezadowoleniem. "Wypił dwa razy więcej ode mnie" uświadomiła sobie dziewczyna przywołując wspomnienia z minionego wieczora.
-Wstawaj Harry - powiedziała próbując przejść obok niego, by dostać się do szafki z garnkami - Chcę zrobić śniadanie.
W odpowiedzi usłyszała tylko ciche mruknięcie.
-Mówię serio. Jestem głodna, a ty mi przeszkadzasz.
-Zabiorę cię później na śniadanie, tylko daj mi spać.
Filia Luna westchnęła głośno przewracając oczami. Na prawdę chciała zjeść te naleśniki. Kolejnym argumentem, by wywalić Stylesa z łóżka był fakt, że sama nie miała co robić. W całym mieszkaniu nie było miejsca, w którym mogłaby wygodnie usiąść i poczytać, więc chciała zrobić coś bardziej pożytecznego. A przyszły przyrodni brat jej w tym przeszkadzał.
-Jestem głodna teraz. - Wiedziała, że jej argumenty brzmią jak u pięcioletniego dziecka, ale miała to gdzieś. Chciała z kimś porozmawiać, coś porobić...cokolwiek. - A co z prezentami? Im też każesz czekać?
Harry westchnął głośno, a ona już wiedziała, ze wygrała tę małą bitwę. "Byłabym świetną młodszą siostrą" pomyślała z satysfakcją. Wyobraziła sobie, jak jako pięcioletnia dziewczynka przeszkadza swojemu starszemu bratu bawić się z kolegami, jako dziesięciolatka przeszkadza bratu-nastolatkowi uczyć się albo mówi o nim głupie rzeczy kiedy próbuje poderwać jakąś dziewczynę. Zaczynała żałować, że wszystkie takie chwile już nigdy nie miały się wydarzyć, jednak wciąż mogła być jego młodszą siostra, nie ważne, jak dorosłą.
-Jesteś niemożliwa - stwierdził Harry, a już w następnej chwili podnosił się z miękkiego materacu, próbując poskromić burzę niesfornych loków. Powlókł się do łazienki, a dziewczyna mogła w końcu zająć się przygotowywaniem śniadania. Po dwóch kwadransach chłopak wreszcie wszedł do kuchni z nową dawką energii. Uśmiechnął się do Luny i ukradł z talerza wciąż parującego naleśnika.
-To co z tymi prezentami? - zapytał.
Filia westchnęła przewracając oczami. Czasami Harry potrafił zachowywać się jak małe dziecko... Jednak ostatecznie i tak w końcu przeistaczał się w nadopiekuńczego starszego braciszka za którego się uważał.
-Obudzimy wszystkich, podam śniadanie... I wtedy zabierzemy się za prezenty - odpowiedziała, obracając kolejnego naleśnika na patelni. Kątem oka spojrzała na zegar wiszący na jednej ze ścian. Miała ogromną nadzieję, że nie pośpieszyła się z tym śniadaniem...
- Dobra - orzekł Harry przeciągając się - To ty zrób śniadanie, obódź wszystkich, a ja jade do mojego mieszkania po prezenty.
-Wychodzisz? - Luna była kompletnie zdezorientowana. Nie przewidziała, że Harry będzie musiał wracać do swojego mieszkania... W sumie, nie przewidziała nawet, że będzie w jej mieszkaniu... Ale to psuło cały jej plan. "A co, jeśli się spóźni?" myślała. "Wszystko zepsuje!"
-Nie wytrzymam dłużej, chcę dać ci już mój prezent - powiedział Harry już wstając i ruszając na korytarz po torby które ze sobą przywiózł. Bardzo ostrożnie podał Lunie największy z nich - niebieski ze złotą wstążką. - Mam nadzieję że wybaczysz mi, że pakowałem go dopiero dziś rano - dodał, nim dziewczyna zdążyła przyjrzeć się bliżej pudełku.
Zerknęła na chłopaka i uśmiechnęła się. Była trochę przerażona samą wielkością prezenty. "Co może być w środku?"
Bardzo ostrożnie położyła pudło na ziemi obok siebie, jakby choćby on najmniejszego ruchu mogło się rozpaść. Odwinęła wstążkę i zdarła papier. Wstrzymała oddech otwierając zwykłe, szare pudełko. Ze środka spoglądała na nią para wielkich, błękitnych oczu. Mała futrzana kulka podeszła do ścianki kartonu wydając z siebie ciche: Miau! które było bardziej jak piśnięcie niż faktyczne miauczenie.
Dziewczyna uśmiechnęła się i wzięła kociaka na ręce od razu przyciskając go do swojej piersi. Czuła na sobie uważny wzrok Harrego.
-Jest cudowny - powiedziała nie odrywając wzroku od nowego członka ich pokręconej rodziny.
-Trzeba nadać mu imię. Przyznaje, że niechętnie ci go oddaje. Zakumplowaliśmy się z małym, prawda? - powiedział z uśmiechem i pogłaskał kotka po głowie.
-Jak cię nazwać, co?
-Ja nazywałem go prezent... ale to chyba nie jest dobre imię.
Luna zaśmiała się głośno.
-Nie no, jest cudowne - odparła mając nadzieję, że chłopak załapie sarkazm. - A może... - zamyśliła się. Chciała, by ten kociak w jakiś sposób przypominał jej o tych świętach i o Harrym. - Ed. Ed będzie super.
-Beznadziejne imię - stwierdził nagle jej ojciec. Luna miała to gdzieś, to jej kot i chciała nazwać go Ed. Dokładnie tak, jak miał na drugie imię Harry.
W końcu wszystkie prezenty zostały rozdane. Prawie wszystkie. Luna wciąż zerkała na zegarek i przeciągała wszystko jak tylko się dało. W końcu w jej sypialni zadzwonił telefon. Pobiegła do niego jak oparzona. Gdy wróciła do salonu, zachowała jednak kamienną twarz. "Mam nadzieję, że lekcje aktorstwa się opłacą".
-Okej. Czas, żebym to ja dała prezent Harremu. - oznajmiła z uśmiechem. Podeszła do chłopaka i pociągnęła za rękę w górę, każąc mu wstać. - No więc nie miałam pojęcia co ci kupić. Wciąż... bardzo mało o tobie wiem... ale mam nadzieję, że to ci się spodoba... - wyjaśniła ciągnąc go w stronę drzwi wyjściowych. Po raz ostatni zerknęła na zdezorientowaną minę brata i odsunęła się trochę na bok. - Otwórz - nakazała wskazując na drzwi.
Posłusznie wykonał jej polecenie. Gdy tylko drzwi lekko się uchyliły, do środka z wrzaskiem wpadli Nial, Louis, Liam i Zayn.
-Niespodzianka! - krzyczeli wszyscy na raz.
Luna uważnie przyglądała się twarzy Harrego. Najpierw zaskoczonej a potem bardzo szczęśliwej. Zastanawiała się, czy ta piątka, kiedykolwiek była razem w czasie świąt?
Kiedy przyjaciele uściskali się robiąc przy tym niewyobrażalny hałas, zaczęli witać się również z nią i ich rodzicami. Harry również podszedł do niej i uściskał ją z wdzięcznością.
- Ale jak...?
Nim Dziewczyna zdołała cokolwiek odpowiedzieć, obok niej stanął Zayn obejmując ją ramieniem. Była tym tak zaskoczona, że nie potrafiła oderwać od Malika wzroku.
-Trochę jej pomogłem... Ale pomysł był jej.
Harry uśmiechnął się i dołączył do reszty zebranych w dużym pokoju.
-Dzięki za pomoc - powiedziała niepewnie Luna. Ręka Zayna wciąż ją obejmowała i dziewczyna czuła, że jej policzki z każdą chwilą są coraz bardziej czerwone. Nie przywykła do tak otwartego zachowania chłopaka.
-Nie ma za co - powiedział - Jesteś siostrą Harrego...- patrzył jej prosto w oczy. Czuła siłę jego spojrzenia a jednak, gdzieś w ciemności jego oczu widziała smutek. Smutek tak niewyobrażalny, że jej samej zachiało się nagle płakać - To chyba znaczy, że powinniśmy się zaprzyjaźnić. "Dlaczego mam wrażenie, że z tej przyjaźni nie wyniknie nic dobrego?" pomyślała, jednak posłusznie skinęła głową na znak zgody.